niedziela, 21 lipca 2019

Chapter V | Witajcie w Centrum

Śmieć. Gnój. Frajer. Szmaciarz.
Kurwa! Kurwa, jak mogłem!
Jak mogłem być tak głupi! Nie przemyśleć, gdy pisałem program! To było tak... tak oczywiste! Dlaczego? Dlaczego na to nie wpadłem?!

Nie uratowałem jej. Nie uratowałem tak naprawdę nikogo, choć chciałem ocalić cały świat.
Gdy podjęliśmy się tego wspólnie, chciałem być bohaterem. Myślałem, że... że się uda. Do końca będziemy przyjaciółmi i zdobędę ją. Będę dla niej wszystkim. Tak bardzo chciałem... tak! Chciałem być dla niej wszystkim!
I teraz jestem. Tak.
Jestem jej zabójcą.
Zniszczyłem życie Aelity, włączając Superkomputer po raz pierwszy i nie usprawiedliwia mnie absolutnie nic. Teraz, dzięki mnie... Xana ją wykończy. Potem zabije i mnie. A na koniec... każdego, kogo spotka na swojej drodze.
A wszystko przez zły... pierdolony kod!
Nosz kurwa!


- J - Jeremie...?
Nigdy nie widziała go w takim stanie. Widziała potok łez. Obserwowała, jak błądzi rozszerzonymi źrenicami po czarnym polu i wściekle czerwonym znaku łudząco podobnym do oka.
Tak nie zachowuje się zabójca odpowiedzialny za ataki terrorystyczne.
Tak zachowuje się człowiek, który przeżywa tragedię.
Po tych długich kilkunastu minutach nareszcie na nią spojrzał. Momentalnie porównała go z łkającą bezradnie Agnes. 
- Prze... przepraszam, Yumi...
Wydusił to z siebie ta słabym głosem, że serce dziewczyny kolejny raz zaczęło emanować bólem.

A do tego... chciałem o tym wszystkim zapomnieć i wykorzystać Yumi...

- Ale... ale za co...? 
- N - Nie udawaj... wiem, kim jesteś...
Otarł łzy. Gdy wstał, wolno podszedł do swojego komputera. Ekran z powrotem ukazał pulpit z tapetą nocnego nieba pełnego gwiazd - jakby nigdy nic nie miało miejsca.
Dopiero, gdy przywrócono zasilanie główne, gdy mogli spojrzeć na swoje postury, ich poważne spojrzenia spotkały się w pełnej krasie.
- Dlaczego policja mnie śledzi? Powiesz mi, Yumi?
- Nie mogę ujawniać tajnych informacji rządowych.
Nie wierzyła, że powiedziała to po prostu jak zautomatyzowany robot, jednak - jak podczas stresujących akcji policyjnych - oddzielała życie prywatne od służbowego.
- To ja mam do ciebie więcej pytań, Jeremie.
- Jakich?
- Na przykład kim jest Xana.
- To zbyt skomplikowane, byś mogła zrozumieć. Zresztą, ciebie to nie dotyczy.
- Tak samo, jak istnienie Aelity?
Zadrżał, choć nie sądził, by mogła to zauważyć. Widziała jego zaciśnięte pięści i usta ściśnięte w wąską linię. W jego głowie krążyło wiele sprzeczności.
- To jest tajne. I ciebie nie dotyczy.
- Dla rządu nie ma tajnych informacji.
- Uwierz mi, że są. I będziesz ostatnią osobą, która kiedykolwiek o nich usłyszy.
- Odłóż broń!
Na linii frontu stanęły dwa Glocki 19'' czwartej generacji, a między nimi - na biurku, przy laptopie - Yumi rzuciła swoim notesem. Całość akcji trwała kilka sekund. Jeremie, choć początkowo nieufny, rzucił okiem na pierwszą stronę. Zamrugał nerwowo, widząc różowe włosy i posturę bladej elfki narysowanej w iście komiksowy sposób. Wolno odłożył broń i zaczął wertować kartki notatnika. Świat jego ukochanej stanął przed nim, odtworzony kredkami, ołówkiem, mazakami i sporadycznie - długopisami, czyli wszystkim, co Yumi miała w pobliżu dłoni po pokazach wyobraźni.
- Co... co to jest...?
- To moje sny. Wizje, które mam od kilku miesięcy - powiedziała opuszczając broń. Powoli chwyciła jego pistolet, na co nie zwrócił uwagi, zatrzymując wzrok na kilku postaciach na ciemnoniebieskim tle.
- Jeremie... ja muszę wiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi. Prawdopodobnie jesteś jedyną osobą, która zna odpowiedzi na moje pytania.
"Kurwa."
Wzrok Jeremie'go powędrował na laptop, gdzie automatycznie otwierał się mu, jak zawsze, widok na zamontowane kamery. Na ekranie programu migotał czerwony wykrzyknik.
Uwaga, wykryto obce jednostki.
- Zgadza się. Jeśli chcesz je poznać, musisz iść ze mną.
- Dokąd?
- Do fabryki.

- Co tam, towarzysze? Trafiliście na minę?
- Bardzo śmieszne Mark. Może zamiast śmiać się jak głupek, mógłbyś nam pomóc?! F- Filip, weź te łapę!
- P - Przepraszam.
Mark zaśmiał się jeszcze bardziej: nie mógł się od tego powstrzymać. Widok dwójki policjantów zawieszonych w pułapce - siatce około trzy metry nad ziemią doprowadzała go do napadu śmiechu. W życiu nie dałby się nabrać na tak banalną sztuczkę, jak żyłka uruchamiająca mechanizm do podniesienia siatki na ryby. Co prawda nie była na tyle wytrzymała, by unieść większe sprzęty, ale dwójkę osób do stupięćdziesięciu kilogramów - jak najbardziej.
"Tania, harcerska zasadzka. Ciekawe, czy za tym też stoi Belpois."
- No dobra - westchnął ciężko. - Co wy byście beze mnie zrobili...
- Co ty właściwie tu robisz? Nie miałeś być na czatach?
- W biurze wysadziło prąd. Pomyślałem, że to dobra okazja na spierdzielenie. Przez jakiś czas nie powinni zauważyć, a nie będę niańczył informatyków na ewakuacji.
Westchnął, wyjął scyzoryk. Może powinien ich tak zostawić i rozejrzeć się sam? Szybko wybił sobie z głowy ten pomysł, gdy brunetka zaczęła znowu na niego krzyczeć. Dziwne, do tej pory nie okazywała zbyt wielu emocji. Może ma lęk wysokości czy coś?
- Dasz radę złapać scyzoryk? Nie sięgnę do was z tej wysokości.
- Spróbuję.
Mark zaczął podrzucać: stopniowo coraz wyżej i wyżej, aby leciał prosto i coraz bliżej rąk towarzystwa. Po kilkudziesięciu rundach, jak w zawodowej żonglerce, dłoń Filipa ścisnęła mocno gadżet.
Mark, nie wiedząc, co ze sobą począć, zaczął stawiać po kilka kroków to w jedną, to w drugą stronę, aby mieć rozeznanie w otaczającym go terenie. Jego wzrok spoczął na chyba najstarszym elemencie tych pomieszczeń - zardzewiałej windzie.
"Pewnie nieużywana od lat."
- Jak sobie radzicie?
- Już p - prawie...!
Przez głośny huk zaświszczało mu w uszach, odwrócił się odruchowo. Drużynie udało się wydostać z pułapki, niemniej nie to teraz było najważniejsze. Za nimi w oddali zobaczył nadchodzące dwie postaci.
- Yumi? - Filip wydawał się nie podzielać do końca entuzjazmu pozostałej dwójki. Gdy zobaczyli Jeremiego, cała trójka nie wiedziała do końca, co powinna zrobić. Zwłaszcza że obok niego wolnym krokiem szedł członek ich drużyny.
- Nie strzelajcie - zastrzegła od razu, gdy tylko ich ujrzała, na co trochę się uspokoili... ale tylko trochę. Grunt to zachować ostrożność.
- Yumi, co się dzieje?
- Jeremie chce wszystko nam wyjaśnić. Prawda? - spojrzała na swojego towarzysza i byłego już pracodawcę. Szczęście w nieszczęściu, że nie było w tym żadnego gniewu i emocji sprzed godziny, ale wciąż wszyscy czuli spięcie. Jeszcze nie wiedzieli, dlaczego dokładnie powinni.
- Wszystkim? - Jeremie wyraził zaniepokojenie. Blondyn nie podzielał entuzjazmu nikogo. Widać, że nie był zwolennikiem wydawania swoich sekretów.
- Nie pójdę z tobą dalej bez ochrony.
- Nie takie były warunki.
- Teraz już, panie prezesie, nie masz wyboru.
Mark powiedział to przezornie, gdy wychwycił nić porozumienia z Yumi. Cała trójka jak jeden mąż wyciągnęła broń, kierując spluwy prosto w blondyna.
Japonka wiedziała, jak wyglądają procedury. W tym momencie pistolety były zablokowane: nikt nie pozwoliłby im na strzał przed wydaniem jakiegokolwiek ostrzeżenia. Procedury francuskie były bardzo restrykcyjne, chyba że były to napady terrorystyczne, ale tego przypadku nie można było pod to podpiąć. Nawet zakładając, że Jeremie wcześniej kłamał.
Yumi nie chciała w to wierzyć. Podświadomie wiedziała, że okularnik nie mógłby jej już teraz tego zrobić. Nie po tym, co przeżyli.
Zaczęła więc po kolei opowiadać, co się przydarzyło, bez pozwolenia - choć chłopak chciał ją zatrzymać wręcz wrzaskiem, ale wiedział, że jest w potrzasku i nic z tego nie wyjdzie. Drużyna z czasem zaczęła opuszczać bronie. Teoretycznie wszystko zaczęło składać się w całość - zwłaszcza gdy podała im notes do przejrzenia - ale wciąż brakowało im elementów układanki.
- Chcesz powiedzieć... że to coś, co widzisz od kilku miesięcy, ma związek z dzisiejszą awarią prądu? - Mark próbował to wszystko poukładać sobie w głowie.
- Ten dziwny znak... ten Xana. To może być przyczyna również naszych problemów.
- Ten człowiek... jest odpowiedzialny za te ataki?
- Możliwe, Antea. Dzisiaj przejął funkcjonowanie całego pokoju. Równie dobrze mógł zabić nas zwarciem.
- To nie jest człowiek - mruknął Jeremie pod nosem.
- Mamy na to wszystko jakiekolwiek dowody? - brunetka kontynuowała wątek, na co Jeremie skinął głową.
- Jeszcze nigdy nie słyszałem głupszej historii. Naprawdę wierzycie w takie bajki? - Mark uniósł wysoko brwi. - Nie załamujcie mnie!
- Sam możesz zostać jej częścią. Widzę, że w tym też nie mam wyboru - Jeremie pozostawał coraz bardziej poważny. Tym razem nie mógł popełnić żadnego błędu.
Nadeszła pora na odgrzebanie starych śmieci i zanurzenie się w nich, aby znowu po sobie posprzątać.
Nie ucieknie od przeszłości nawet najlepszym oprogramowaniem technologii kwantowej.
- Wystarczy, że pojedziecie ze mną tą windą.
- Tym złomem? On działa?!
- Udowodnić ci? - Jeremie uśmiechnął się przezornie. Znał takie zachowania. Mark przypominał mu młodego Sterna, ale nie takiego, jak teraz.
Sterna z przeszłości.
Pierwotnej wersji sprzed dziesięciu lat.
- To co? Idziemy? - Antea spojrzała na wszystkich po kolei. Yumi przytaknęła od razu na potwierdzenie. Filip chwilę po niej.
- Jak chcecie - Mark westchnął ciężko i poprowadził całą grupę do zardzewiałego blaszaka.
Nie wierzył. Przecież nie było szans, żeby coś tak starego mogło jeszcze ruszyć. Jeremie, jak gdyby nigdy nic, wpisał znany sobie kod do użytku windy. Co prawda zaskrzypiała dwa razy głośniej niż pamiętał, ale ruszyła, zaraz po zamknięciu.
"Cholera, to działa!"

Skrzypiąca winda powoli zjeżdżała pod ziemię. Czas stanął, z różnych powodów. Antea zamknęła oczy, aby nie myśleć o małej ilości przestrzeni. Mark nie spuszczał wzroku z Jeremiego, z tyłu wciąż podtrzymując broń w gotowości. Filip rozglądał się po każdym z osobna: nigdy nie wiadomo, co ten człowiek ma w głowie. Jeremie zaciskał pięści i powieki w nadziei, że to jednak zły sen i za chwilę znowu wróci do pracy nad projektem.
A Yumi?
Japonka podświadomie wiedziała, że to, co za chwilę ujrzy, ma związek z jej przeznaczeniem. I za chwilę miała to wszystko zrozumieć do końca.

Antea prawie przewróciła się, gdy winda stanęła. Filip wbrew pozorom nie odleciał do krainy niebieskich migdałów i chwycił ją jednym, zwinnym ruchem. Nawet nie podziękowała: wolała zachować ciszę - tak, jak zwykle on miał w zwyczaju.
Potężna blokada rozwarła swe wrota. Ich włosy przeszła chmara zimnego powietrza. Jeremie pamiętał, że o tej porze roku temperatura powietrza w podziemiach fabryki nie była zbyt wysoka.
Zrobiło się ciemno, ale blondyn wiedział, jak załączyć światło, wydające zielonkawą poświatę pod wpływem obudowanych metalem i urządzeniami ścian.
- Witajcie w Centrum.
Trójka policjantów w milczeniu weszła do środka. Na każdym pokój zrobił ogromne wrażenie. Choć nic nie mówiła im stojąca na środku kopuła, to ogrom poczwórnego monitora i grubych kabli mu podległych sprawił wszystkich w osłupienie. Podarty, zielonkawy, obrotowy fotel wkrótce posłużył Jeremiemu za siedzenie.
- Centrum czego? - Mark coraz bardziej niecierpliwił się przez te wszystkie ogólniki.
- Centrum dowodzenia wirtualnym światem zawartym w środku dysku Superkomputera.
Zapadła chwila milczenia. Yumi sama nie wiedziała, czy próbuje zrozumieć, co właśnie Jeremie powiedział, czy jej mózg automatycznie odrzucił to stwierdzenie.
- Ten świat nazywa się Lyoko. Dzięki niemu...
- Nie, przestań, to jakieś tanie science fiction! - Arleta założyła ręce na klatkę piersiową.
- Do czego niby to ma służyć?
- Już powiedziałem. Po części - zaznaczył blondyn.
- Nabierasz nas. Fabryka musiała mieć jakiś system sterowania i to pewnie pozostałości. Tracimy czas.
- Nie. 
Cztery pary oczu spojrzały na Yumi, gdy te trzy litery wypłynęły z jej ust. Nie zwracała na nich uwagi. Była w zupełnie innym świecie. Jeremie wiedział, że właśnie w jej umyśle pojawiają się kolejne wspomnienia.
- Yumi?
- C - Co?
Atak nie był bolesny, to było zaledwie kilka urywków. Potwierdziły tylko, ze trafiła we właściwe miejsce.
- Co widziałaś?
Nabrała wątpliwości. Czy to miała być grupowa sesja terapeutyczna? Czuła się głupio, gdy musiała tak świeżo opowiadać całej czwórce o swoich przeżyciach. 
- Kogoś... kto powiedział, że idzie do Lyoko.
- Gdzie poszedł?
- Tamtymi schodkami... na dół.
- I słusznie - Jeremie uśmiechnął się. - Tam znajdują się trzy skanery. Z ich pomocą można wysyłać ludzi do świata wirtualnego. Jak postaci do gry komputerowej.
Mężczyzna wiedział, że musi mówić jak najprościej, aby wszyscy mogli zrozumieć, w co się wpakowali w odpowiednim kontekście.
Kolejne pytania - te bardziej sceptyczne, jak i absurdalne - spowodowały, że Jeremie musiał opowiedzieć całą historię od początku. Zapewnił ich, że sam uważa to za totalny odjazd, a ta historia jest z nim przez większość jego życia.
Gdy zgodzili się zadawać pytania po wytłumaczeniu rzeczy od początku, gdy rozsiedli się na podłodze, gdy Yumi wyjęła z powrotem swój notes, a Mark orzeszki z plecaka, Jeremie wrócił do samego początku.
Do postaci Franza Hoppera.

1 komentarz:

  1. Kiedy next??? Bo blog jest extra czytam go trzeci raz i jeszcze mi się nie znudził. Czekam na kontynuacje.

    OdpowiedzUsuń