niedziela, 21 lipca 2019

Chapter IV | Gdy prawda wychodzi na jaw


Za dwie godziny północ. Miejscowa młodzież wychodzi na ulicę. Imprezy. Alkohol. Normalnie byłaby tego dnia na patrolu, ale od pewnego czasu jej życie przybrało trochę inny obrót.
Na szczęście. Dziś, zamiast stać w cieniu chłodnej nocy, mogła pobiec gdzie chciała, w zupełnie innym celu.
"Przepraszam, Ulrich. Nie potrafię czekać. Muszę mieć pewność."
Coraz szybciej stawiała kolejne kroki. Zdawać by się mogło, że nie dochodziły do niej dźwięki najbliższego otoczenia. Obchodziło ją tylko jedno.
Cel.
Gdy zobaczyła drzwi domu między drzewami, przeszła przez furtkę i zapukała najszybciej, jak to tylko możliwe.
- Yumi?
Hiroki wyszedł z tyłów budynku, niosąc przetrzepane z wierzchniego brudu buty. Dzisiaj był jego czas na sprzątanie, a nie zdążył ze wszystkim po pracy. Zdziwił się, bardzo: nie dość, że przychodziła o tak późnej porze, to jeszcze... za dobrze znał to spojrzenie, żeby nie mieć przeczuć.
Złych przeczuć.
- Co się dzieje?
- Ja... chciałam zobaczyć się z... tatą. Mama mówiła, że powinien być u was.
- Tak? To dziwne. Nie było go tu dzisiaj.
Podszedł do niej i wpuścił do środka. Zostawił przeczyszczone buty w przedpokoju.
- Znowu się pokłócili? - odkaszlnął. Nie chciał krakać, wiedział, że to im się zdarza, ale już dawno nie było takiego problemu.
- Chyba... nie wiem - westchnęła. Nie lubiła okłamywać Hirokiego, ale nie miała teraz lepszego pomysłu.
- Gdzie Agnes? - spytała naprędce. Nie potrzebowała teraz nie wiadomo jakich zapewnień.
Tylko cholernie chciała wiedzieć, czy jest na pewno bezpieczna.
- Śpi - odparł spokojnie. - Ostatnio narzeka na koszmary. Moja żona też już śpi, ale możemy napić się herbaty w kuchni.
- No... zgoda.

Zielona matcha z miodem przywróciła ją do rzeczywistości. Choć nie posłuchała wstępnie przyjaciela Niemca, zdała sobie teraz sprawę, że nie mogła wydać sprawy tak nagle. Takie wypadki trzeba rozpracowywać rozsądnie, aby na pewno były dowody na czyjąś winę. Momentalnie wróciły dialogi ze szkoleń w zakresie przemocy rodzinnej.
"Brawo, Yumi, brawo..."
Nie mogła jednak zapomnieć o tym, że wciąż ma dwóch podejrzanych. Jeden z nich właśnie przed nią siedzi.
- Myślisz, że znowu ojca nie będzie kilka dni? - Hiroki westchnął, zajmując gardło ciepłym napojem.
Oboje myśleli zupełnie o innych rzeczach, choć w części wspólnej mogły się pokrywać. Yumi na próżno próbowała go rozgryźć w tej denerwującej ciszy. Czy myślał o przeszłości i ojcu wyżywającym się na matce, gdy ta obwiniała go o brak pracy? Czy rozgrzeszał siebie z własnych przewinień? Próbował się usprawiedliwić czy przerzucał winę z siebie na wszystkie inne okoliczności?
- Nie wiem - wzruszyła ramionami. - Mam nadzieję, że nie potrwa to długo.
- Agnes nie znosi, gdy się kłócą.
- Zdarzyło im się... przy niej? - zmarszczyła brwi.
- Raz, może dwa. Rozmawiałem wtedy z ojcem, niby zrozumiał, ale... sam nie wiem. 
Hiroki rozejrzał się, jakby w poszukiwaniu czegokolwiek słodkiego. Poza miodem nie widział nic na blacie.
- On nigdy nie rozumiał, że inni też mają uczucia. Nie wiem, co matka w nim widzi.
- Mówisz tak, jak w gimnazjum - zauważył trafnie. - Czyli twoje zdanie się nie zmieniło?
Zastanowiła się. Rany Agnes, o których mówił Ulrich, swego czasu były również na jej ciele. Nawet, jeśli Hiroki mógł tego nie pamiętać z racji wieku i sprytnych sposobów manipulacji przez matkę, to wiedział, co się stało. Gdy dorósł, opowiedziała mu o wszystkim i nakazała ostrożność. Czy było to pytanie nie na miejscu z jego strony?
Z jednej strony - tak. Z drugiej, nie mogła go przecież za nic winić. Był faworyzowany na tyle, że spędzał większość czasu przy grach, które zawężały mu patrzenie na rzeczywistość. Często też był poza domem, bawił się z kolegami. Rodzice praktycznie nie zabraniali mu niczego. A ona? Miała się uczyć. Po prostu.
- Nie. Nic się nie zmieniło.

- Zdajesz sobie sprawę, że nie powinnaś tak robić? Bezpośrednie oskarżenia mogą wywołać tylko kłopoty.
- Wiem, Ulrich... przepraszam.
Jak ją znalazł po północy w drodze do mieszkania? Pamiętał, gdzie mieszkają jej rodzice, dlatego postanowił poszukać Yumi najpierw tam. Wszystkie światła u rodziny Ishiyama były zgaszone, ale ten dom był swoistym przystankiem w drodze do kawalerki Japonki. Tak spotkali się na półtora godziny przed północą.
Rozmowa zaczęła iść gładko w momencie, gdy przeszli na tematy dnia codziennego. Nawet nie zauważyli, kiedy dotarli do kawalerki dziewczyny.
Z racji, że nie była zmęczona, zaproponowała by wszedł do środka - i tak, gdy wpuściła Ulricha do siebie, wybiła jedenasta. Uświadomił jej to dopiero zegarek na piekarniku, gdy odgrzewali domową zapiekankę.
- Bardzo tu przytulnie, ładnie się urządziłaś - przyznał brunet. Ulrich usiadł na parapecie okna, rozglądając się dookoła.
- Dziękuję - uśmiechnęła się. Nadal myślała jednak o Agnes, nie dawało jej to spokoju. Ulrich zdawał sobie sprawę, nie chciał na przymus dalej zmieniać tematu. Robił po prostu co mógł, by miała poczucie, że nie jest sama. Jak to on.
- O której masz jutro zajęcia? - spytała, gdy wyjęła podgrzaną zapiekankę z piekarnika.
- Od dziesiątej do czternastej. Ostatnie mam z Agnes, mówiła, że jutro odbiera ją ojciec. Dlaczego pytasz?
Nie myślał jeszcze o tym, by Yumi miała jakikolwiek plan. Japonka zaczęła dzielić porcje i jedną z nich podała Ulrichowi. Przyjął z wdzięcznością: jednak od biegania zrobił się głodny.
- W takim razie przyjdę tam też jutro - powiedziała podając mu widelec. - Chcę zrobić konfrontację przed szkołą. Porozmawiam o tym jutro z dyrektorem. Nie mogę tak tego zostawić. W twojej i dyrektora obecności zapytam go, czy to prawda.
- Jesteś na to gotowa... po tym wszystkim, co przeszłaś?
Ich poważne spojrzenia spotkały się. Nawet nie wiedział, dlaczego o to zapytał. Wiedział, że to jedna z wielu rzeczy, która ich łączy, o którą przez całe liceum walczyli, aby oboje mogli wyjść w końcu na prostą.
A teraz ich linie życia znowu spotkały się w tak niespodziewanym momencie: gdy oboje tego najbardziej potrzebowali.
- Tak - powiedziała po minucie ciszy.
To nie było zwyczajne wpatrywanie się w siebie. Po tylu latach dostrzegli w sobie oboje rzecz, którą wzajemnie starali się ukrywać przez czas ich wzajemnej relacji. Okres spięć, kłótni, wątpliwości i wstydu zakończył się wraz z rozłąką, która otworzyła im nowe drzwi. Ponad presję ze strony szkoły, nauczycieli, uczniów i rodziców, obowiązków, poważnych, życiowych decyzji... ponad to dorosłość otworzyła im nowe drzwi.
Te nowe drzwi to szczerość. A rzecz dostrzeżona była jasna i klarowna.
Pożądanie.

Nie zgasili świateł, piekarnik wyłączył się automatycznie, drzwi i tak były zamknięte. Sąsiad zza sąsiedniej klatki mógł dostrzec co najwyżej cienie złączonych ze sobą ludzi, ale kogo to obchodziło na chwilę przed północą? Dlaczego mieli przejmować się porozrzucanymi ubraniami, niedokończonym jedzeniem i późną porą, skoro mogli po prostu zamilczeć i rozkoszować się sobą? Tak jak wtedy, gdy siadali obok siebie po lekcjach pod parkowymi drzewami... tylko inaczej? Szybkie ruchy, zsunięte ubrania, szmer zacieranej pościeli. Subtelne mlaśnięcia ust, otarcia dwóch ciał. Pierwsze zapoznanie ze skórą przeciwnej płci. Pierwszy dotyk... choć tak inny, to nęcący.
Strach? Jaki strach? Ulrich zgasił go w sercu Yumi, gdy tylko spojrzał na nią z dokładnie tym pożądaniem, co piętnaście minut temu w kuchni. Piętnaście? A może to było pięć, a może jeszcze dalej? Potwierdziła. Chciała. Wystarczyło dokładne zaciśnięcie dłoni na plecach, niedaleko tych umięśnionych, ciepłych ramion, trenowanych z tą samą zaciekłością, co jeszcze kilka lat temu.
Ruszyli. A gdy ruszyli... ten galop nie ustawał.
Nie ustawał długo.

Poranne słońce uświadomiło ją, że to był najprzyjemniejszy wyścig w jej życiu. Nawet, jeśli nie pamiętała, kiedy oboje dotarli do mety. Nawet, jeśli spała przepocona w kołdrze przegrzanej równomiernie ich ciałami.
Uświadomiła sobie, że śpi naga, jej koronkowe, czarne figi wiszą na klamce od drzwi, a zamiast poduszki przytula to samo umięśnione ramię, którego ręka jeszcze niedawno oplatała jej dłoń w zaborczym uścisku. Gdy ponownie zobaczyła jego orzechowe oczy i uśmiechniętą twarz, gdy delikatnie przejechał opuszkami palców po jej twarzy, potwierdził jej tylko to, że...
"Kurwa, warto było."
- Robimy śniadanie? - spytał, jak gdyby nigdy nic. Wiedziała, że wstydzi się: był znowu czerwony na twarzy, ale chciał, aby sprowokować zwyczajną sytuacją do poważnej rozmowy.
- Tak - uśmiechnęła się.
Stwierdzenie niby oczywiste: trzeba wstać. Zanim jednak wstali, po prostu musiał ją pocałować. Musiał! Nareszcie mógł mieć ją w ramionach na dłużej, nie mógł nie przepuścić sobie takiej okazji. Szczególnie, że nie wiedział, kiedy znowu będzie ku temu okazja. Pocałunek przedłużył się. Zostać tak wiecznie to ogromna pokusa, ale mieli misję do wykonania. Gdy umysł Yumi wrócił do rzeczywistości, przeszły ją ciarki; gorsze niż te, których doświadczyła na komendzie przy takich zadaniach. Jednak teraz, dzisiaj, nie była już sama.
Tak naprawdę... nigdy nie była.

Każdy moment od wyjścia z domu powodował coraz większe mdłości, gulę w gardle i lekkie ciarki. Musiała jednak do tego przywyknąć. Stało się tak, gdy przystąpiła do standardowej procedury informowania odpowiednich jednostek o takich zdarzeniach. Drżenie ustąpiło, głos stał się opanowany i stanowczy. Ulrich obserwował to bacznie, z uwagą. Nie mógł jednak zostać z nią długo: miał swoje obowiązki. Odprowadził Agnes do gabinetu dyrektora, wcześniej prosząc ją, aby nie przebierała się i poszła razem z nim. Następnie wrócił na zajęcia, uspokajając tym uczniów i wpierw całując Yumi w policzek. Dziewczynka nieśmiało stwierdziła, że nic z tego nie rozumie, ale nie protestowała. Moment, w którym zobaczyła policjanta, Yumi, dyrektora, pielęgniarkę, panią psycholog oraz Odd'a spowodował dopiero, że pisnęła przeraźliwie. Próbowała jeszcze wyjść z gabinetu, ale nauczyciel wf'u zamknął szybko drzwi.
- Chcieliśmy tylko porozmawiać, Agnes - zaczął poważnie dyrektor Delmas, jak zawsze podczas rozmów z uczniami. Ta miała być wyjątkowo ciężka i potrwać dłużej od standardowej. Wszyscy zdali sobie z tego sprawę, gdy zobaczyli łzy sześciolatki.
- O... O dziadku...? - spytała.
- Tak, ale nie tylko - pani psycholog, młoda brunetka od kilku lat zaangażowana w swoją pracę, wskazała Agnes krzesło i usiadła naprzeciwko niej.
To była długa rozmowa. W środku została jeszcze tylko Yumi, aby sześciolatka czuła się bezpieczniej. Dyrektor i reszta obecnych mieli wgląd do dialogu z kamer w sekretariacie, razem z głosem. To, czego dowiedzieli się na temat problemów Agnes, zmroziło im krew w żyłach. Podejrzenia nie pozostały tylko na jednej próbie pobicia - gdy potwierdziła, że pan Ishiyama dotykał ją w nieodpowiednich miejscach, Yumi zacisnęła pięści.
Natychmiast zostali wezwani również rodzice Agnes. Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Wydarzenia nałożyły się na przyjście oczywiście samego pana Ishiyamy. Nie zdążyła przejść do korytarza, jak zobaczyła bójkę Hirokiego z tatą, rozdzielających ich policjantów oraz nakładane szybko kajdanki.
- Jest pan oskarżony o pobicie i gwałt. Proszę ze mną - chłodny ton służb i broń w ręce spowodowała, że pan Ishiyama zaniemówił i dał się odprowadzić bez protestów. Przydługie spojrzenia Yumi i Hirokiego utwierdziły ją w przekonaniu, że jej cel wczorajszej wizyty był zgoła inny od zamierzonego.
Wróciła do gabinetu dyrektora.
- Ciociu? 
- Tak?
- Ale obiecujesz, że nie zabiorą mi taty? I wszystko będzie dobrze? Prawda? Prawda...? Bo to nie on... nie on...!
- Wiem, Kochanie.
Uklęknęła naprzeciwko dziewczynki. Tuląc ją do siebie, bardzo uważała, by nie naruszyć tych ran. Serce rozrywało jej się na części w momencie, gdy słyszała to bezradne łkanie.
- Teraz już wszystko będzie dobrze. Już nikt nigdy cię nie skrzywdzi. Obiecuję.

Kilka dalszych dni potoczyło się bardzo szybko. Francuskie procedury podziałały w trybie przyspieszonym: najstarszy członek rodziny Ishiyama został zamknięty w areszcie, wstępnie na czas przesłuchań. Hiroki wraz z żoną i Agnes postanowili wymienić wszystkie zamki w domu, natomiast na najbliższy czas wysłali dziewczynkę na nocowanie do przyjaciółki mieszkającej na wsi, kilkanaście kilometrów od samego Paryża. Teraz, w tak trudnym okresie, potrzebowała przede wszystkim odpoczynku i możliwości zapomnienia o wszystkich złych wydarzeniach. A oni? Potrzebowali przede wszystkim rozmów. Mnóstwa rozmów, których lepiej, żeby małe oczka nie zauważyły.
W tym wszystkim Yumi czuła się bezpiecznie. Te dni spędzała w dużej mierze z Ulrichem, który rozmawiał z nią spokojnie, gdy była taka potrzeba. Razem analizowali wszystkie sytuacje i wymyślali nowe rozwiązania. Pomógł jej razem z Odd'em rozluźnić się przy winie i pogawędkach.
Rzeczywistość jednak była brutalna i nakazała powrót, tym razem do Belpois Corporation.
"Dobrze, że zdążyłam wyprasować koszulę..."
Poprawiła się jeszcze trzy razy i sprawdziła w lustrze, czy ten swędzący ślad pod uchem to aby na pewno nie jest pryszcz. Winda otworzyła się na wskazanym przez nią piętrze. Jednak, gdy wysiadła, nagle wszystkie światła zgasły.
"Awaria...?"
Rozejrzała się. Po krótkiej chwili pojawiły się blade światła zasilania awaryjnego, ale korytarze były przyciemnione: w tej części budynku niestety nie było okien, żeby wpuszczały światło dzienne. Japonka, podejrzewając wszystko, a jednocześnie nic konkretnego, przyspieszyła kroku w stronę gabinetu prezesa.
W kilka chwil była na miejscu. Na szczęście elektryczne zamki działały bez żadnego problemu przy procedurach awaryjnych i mogła otworzyć je bez siłowania się.
- Jeremie, co się dzieje? - zaraz podbiegła bliżej. Na ekranie komputera obraz świadczył o zepsutej matrycy, ale nie mogła tego założyć na pewno.
- N - Nie wiem, wyrzuciło wszystkie moje programy... przed chwilą wszystko działało normalnie!
Dawno nie słyszała u niego zająknięcia, wątpliwości. Tak jak od dwóch miesięcy był spokojny i opanowany, tak ta niepewność zbiła ją z tropu. Oboje wpatrywali się w migoczący kolorami ekran komputera. Tak samo jak oboje zaczynali mieć coraz gorsze przeczucia.
"To nie może... to nie może być zwykła awaria..."
I wtedy zabłysło światło. Chwilowo oślepiło ich, ale zorientowali się, że pochodzi z włączonego rzutnika. Jeremie szybko chciał chwycić za pilot i wyłączyć go, ale jego oczom ukazał się obraz, przez który przedmiot spadł na podłogę.
Zbiór pikseli z rzutnika ukazał obraz wielkiej hali, w której zaczynał walić się sufit. Widok przypominał nagranie z pozycji kamery wbudowanej w komputer. W tle przechodziły rozmaite maszyny wielkości mechanicznych robotów, słychać było pisk urządzeń.
Jeremie podszedł bliżej. Był niemalże na dwa metry od ukazanej postaci.
To nad jedną z kamer pochylała się wysoka, krótko ścięta dziewczyna. Wyglądała tak, jakby wiedziała, że nie ma dużo czasu. Sygnał co chwilę był zakłócany, a jego odbiór bardzo utrudniony. Nie trzeba było dłuższego kontaktu wzrokowego, by stwierdzić, że owa kobieta ma wiele wspólnego z blondynem, a on z nią.<br>Kobietą w różowych włosach.

- Jeremie, potrz- rze - rzebuję Two... ej...! Xana...n - nie... Lyo...ko...!

Słowa przeplatały się z ciągłym szumem i zrywem obrazu. Gdy Yumi tylko spojrzała na blondyna, przeraziła się. Tak jak nigdy nie widziała u niego takich wątpliwości, tak nigdy nie spotkała się z jego strachem i bezradnością jak dziś.

- Wpisa... zły k &ndash; kod... on tu nic... n - nie...!
- A...Ae...
Kobieta mówiła dalej, ale zakłócenia były tak ogromne, że nic nie było słychać, niekiedy obraz całkowicie znikał. Założony przez nią strój Yumi zaczęła kojarzyć z pojedynczymi widokami z wyobraźni.
- Ae...Aelita... - wyszeptał.
"Aelita...?"
 Yumi przegryzła z nerwów wargę. Gdy powstała jej znów gula w gardle, zaczęła szybko łączyć kolejne elementy tej układanki.
- T - Tylko ty... m - mo... z - zanim... ar - armia...!
- Gdzie jesteś?! - krzyknął. - Co mam robić?!
- Pomocy, Jeremie! Je - Jeremie!
- AELITA!

Ciemność. W budynku Belpois Corporation skończył się akumulator zasilania awaryjnego. Zostały wszczęte procedury awaryjne, jednak co tego czasu musieliby siedzieć w całkowitej ciemności.
Musieliby, gdyby rzutnik nie wyświetlał dalej.
A pokazał czerwone logo o trzech kołach i czterech odnóżach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz