niedziela, 21 lipca 2019

Chapter II | Niewyjaśnione zjawiska


Gdyby kilka lat temu ktokolwiek powiedział, że schludna i dbająca o porządek Yumi Ishiyama będzie wynajmowała kawalerkę, w której pozwoli sobie zrobić większy burdel od jej brata po kilku nocowaniach kolegów w jego pokoju, to pewnie by taką wyśmiała.
Dziś, stojąc między porozwalanymi kartonikami po chińszczyźnie, średnio kolorystycznie ułożonymi ciuchami w małe pagórki, biurkiem z tworzącą się miniaturką wieży Eiffla z misek i kubków z niedopitą kawą oraz łóżkiem po przejściu tornada zastanawiała się, gdzie ona w tej przestrzeni ma w ogóle podłogę.
Wróciła. Wróciła do mieszkania chwilę przed osiemnastą, czemu nie dowierzała w tej nieznośnej ciszy przerywanej ruchem ulicznym zza okna. Jednak wyświetlacz zegarka na piekarniku potwierdzał ten fenomen. Patrząc na niego, spoglądała co jakiś czas na podgrzewaną zapiekankę.
"Rozmowa jest na dwunastą... dojazd zajmie mi około pół godziny. O tej porze już nie ma korków, mogę wyjść nawet dwadzieścia po jedenastej. Co oznacza, że na sen mogę poświęcić nawet pełne osiem godzin."
Licząc, stwierdziła, że dawno nie miała takiego luksusu. Braki w kadrach spowodowały, że czasem pracowała za dwóch, nawet w zwykłej drogówce na początku swej drogi zawodowej. Czasami wracała po północy, kładła się spać i chwilę po szóstej ubierała mundur, aby udać się na służbę. Mimo niedogodności lubiła tę pracę. Jeszcze kilka lat temu wydawało jej się, że wygodna posada w administracji biurowej będzie jej zdecydowanie bardziej odpowiadać. Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo myliła się w tej kwestii.
Z rozmyślań wyrwał ją dźwięk minutnika w piekarniku. Nie miała nawet czasu, by cokolwiek ugotować. Może jutro wybierze się na zakupy?
"Kiedy ostatnio byłam w sklepie...?"
Jedząc zapiekankę wraz z puree instant rozglądała się po kuchni. Zdała sobie sprawę, jak dawno nie sprzątała, a tym samym - jak bardzo zaniedbała przestrzeń osobistą. Osobista irytacja pozwoliła jej, zamiast paść na łóżko i odespać ostatni miesiąc, zakasać rękawy i wziąć się za porządki.
Kolejne odkrycia wprowadzały ją w coraz większe zażenowanie, a tym samym - większą motywację do działania. Po znalezieniu spleśniałych ziemniaków w szafce, zeschniętego, czarnego banana, roślinki wołającej o wodę na pustyni i zgromadzeniu trzech worków śmieci stwierdziła, że już nigdy więcej nie pozwoli sobie na coś takiego.
"W szkole wszystko było łatwiejsze" - westchnęła na samą myśl o szkolnych czasach.
Podłogi umyte, śmieci wyniesione. W mieszkaniu zagościł powiew świeżości od zrobionego przeciągu, zmieniona pościel zachęcała do odpoczynku. Nie na ten jednak była jeszcze pora. Jeszcze kuchnia wyglądała jak po przejściu tornada.
Chwała Bogu, że właściciel miał na tyle pieniędzy, by zakupić zmywarkę.
Myśl o tym, że w życiu nie zaprosiłaby żadnego faceta do takiego syfu, niespodziewanie przypomniała jej o Ulrichu. Cieszyła się, że ułożył sobie życie, że jest niezależny, nawet jeśli został w Kadic. Pomimo że chłopak był w klasie niżej, ich wspólne zajęcia z karate sprawiły, że mogła przywitać się z nim na korytarzu, szkolnym placu czy stołówce, a czasami nawet dosiąść się, gdy miał wolne miejsce obok siebie. Oczywiście wzbudzało to zazdrość niejednej dziewczyny w tej szkole... z czego bardzo dobrze zdawała sobie sprawę. Wiedziała, że on nie zwracał na nie uwagi, a zwykle dla ludzi pozostawał dość chłodny. Poza swoim nowym lokatorem, który - dzięki dziwnemu stylowi bycia - minimalnie bardziej go otworzył.
Czas mijał. Dzięki temu razem z Odd'em wyciągnęli z Ulricha największe problemy dotyczące jego rodziny. Był to okres, w którym zdecydowanie potrzebował wygadania się z tych problemów, aby nie zawalić szkoły. Problemów, o których nie chciał mówić nikomu innemu. Bo kto by uwierzył, że agresywny ojciec jest w stanie wyciągnąć pas na dziesięciolatka myśląc, że to najlepsza metoda wychowawcza i zacząć ją częściej stosować? Tylko osoba, która tego doświadczyła tak samo. Na szczęście teraz mogła temu przeciwdziałać. Podczas interwencji w rodzinach potrafiła bezbłędnie ocenić sytuację.
Na szczęście prawo zmieniło się. Teraz wobec takich ludzi jest bardziej surowe, a władza stawia nad kompleksową opiekę nad rozbitą rodziną i dziećmi, które w najgorszym przypadku muszą oswoić się z nowymi rodzicami.
Zmywarka wstawiona, podłogi umyte. Kolejne wspomnienia brudnego pokoju Ulricha i Odda, ucieczki przed Sissi po korytarzu, głupie żarty i docinki, a wraz z tym pomoc reszcie uczniów szkoły. Zakładanie własnego zespołu, rozkładanie sprzętu na coroczny bal szkolny, wspólna nauka w bibliotece, wybrzydzanie na śniadanie, które Odd zjadał za pięciu... zwłaszcza gdy Jeremie nie zdążył wstać od swojego komputera... 
"Zaraz, przecież... jego z nami nie było. Jego nigdy tam nie było...!
Yumi złapała się za głowę, poczuła nagły ból tylnej części czaszki. Wspomnienia zaczęły przyspieszać i mieszać się niczym w zakręconej karuzeli. Zrobiło jej się niedobrze, gdy czuła jednocześnie radość i strach, smutek i beztroskę... a na końcu... panikę.
Obraz ściemniał po największym krzyku. Blondyn w okularach wskazywał na las. Za nim kroczyła różowowłosa dziewczyna. W tle usłyszała bombę i kroki wojskowych butów.
"Dokąd... czemu mamy iść...?"

Podniosła się z kafelek. Nie wiedziała, ile minęło czasu ani jak znalazła się na podłodze. Początkowo nie czuła bólu, może dlatego, że podnosiła się dość powoli. Opór powstał, gdy poczuła szczypanie w prawej ręce. Przed upadkiem trzymała w niej szklankę, która teraz była w kawałkach, razem z nią, na podłodze. Z dłoni musiała kapać krew... ale zdążyła zaschnąć.
Spojrzała na siebie. Podkrążone oczy, blada jak ściana twarz w kontraście z czarnym swetrem idealnie odbijały się w drzwiczkach piekarnika.
Minutnik, podświetlony, wskazywał 23:00. Sprzątanie na pewno nie zajęło jej aż tyle czasu.
"Świetnie. Chyba naprawdę musisz porządnie się wyspać, Yumi."
Czując jednak charakterystyczny zapach swojego potu zmieszanego z niepranym od dwóch tygodni mundurem zdecydowała, że najwyższa pora na kąpiel. Przy okazji zdezynfekowała ranę w łazience. Zastanawiała się, czy swoim sykiem i pierwszym wrzaśnięciem przy wyjmowaniu szkła nie obudziła któregoś z dzieci sąsiadów mieszkających piętro wyżej. Cisza nocna dopiero co się zaczęła i liczyła na ich łaskawość.

Sen zresetował jej pamięć przynajmniej do południa, dzięki czemu nie myślała o dziwnym zdarzeniu z ostatniej nocy. Prawie spóźniła się na spotkanie - nie spodziewała się po sobie takiego lenistwa, aż musiała zbesztać sama siebie przed lustrem w windzie. Dopiero widok blondyna, który zaprosił ją na drugim etapie rozmowy kwalifikacyjnej jeszcze tego samego dnia, uświadomił ją o zaistnieniu pewnej logicznej niespójności.
Jeremie wyglądał inaczej niż go zapamiętała. Dalej nosił okulary, dalej był blondynem, dalej komputer i otaczająca go technologia niejako do niego pasowały. Z drugiej strony urósł dobre kilkanaście centymetrów, dobrał lepiej oprawki do twarzy. Zabrakło jej tego charakterystycznego, niebieskiego sweterka, zastąpionego przez żywą koszulę w paski w większość odcieni czerwieni. Nagle w jego gabinecie poczuła się małą mrówką. Kompletnie nieprzygotowaną na udźwignięcie tej rozmowy. Przecież, z braku czasu... w ogóle nie przygotowała nawet podstawowej wiedzy na temat firmy! Co uświadomiła sobie wcześniej i chyba powiedziała kilka głupot podczas pierwszego etapu.

- Yumi...Ishiyama? - zapytał, unosząc wzrok na Japonkę znad curriculum vitae. Lekka mutacja głosu od czasów gimnazjalnych również jej nie pasowała, ale musiała się z tym pogodzić.
"Wszyscy się zmieniają. Nawet ona."
- Tak - powiedziała po chwili, gdy odzyskała resztki głosu i opanowania.
"Czego tak się stresujesz? Weź się w garść, Ishiyama! Przecież już masz jedną pracę, właśnie wykonujesz zlecenie, nie zależy od tego większość Twojego życia i stan majątkowy...może mnie nie wyrzucą z policji. Po prostu dobrze graj."
Nie wyglądał na ważniaka. Przynajmniej nie za takiego, jakiego miała go w dzieciństwie. Tajemniczego chłopaka szukającego części na konkursy do swoich mechanicznych robotów.
- Chcesz herbaty? Chyba zachrypł Ci trochę głos.
- Nie trzeba - uśmiechnęła się delikatnie, po czym odchrząknęła. - Ostatnio jestem trochę przemęczona.
- Nie mów, że Marie tak bardzo was wymęczyła na pierwszym etapie rozmowy. Będę musiał z nią porozmawiać.
- Nie, skąd! Jest bardzo przyjazną osobą. Po prostu wykonuje swoje obowiązki - powiedziała nieco pewniej. Nastąpiła krótka cisza, Jeremie przejrzał kilka swoich notatek, między którymi widniało jej zdjęcie z dokumentów.
- Ta rozmowa nie jest już formalna - powiedział spokojnie. - Rozmowę ze mną przechodzą tylko osoby, które zostały już przyjęte do pracy. Ale lubię poznawać osoby, z którymi będę współpracował. Zwłaszcza takie, a... my od tej pory będziemy widzieć się praktycznie codziennie.
- Oh.
Tak. Wydała z siebie tylko tyle. Myślała, że do tego typu firm proces rekrutacji jest kilkuetapowy, żmudny i trzeba czekać na wyniki nawet kilka tygodni. Zmarszczyła z lekka brwi w zastanowieniu. Czy przy spotkaniu w ekipie policyjnej nie powiedziano im czegoś innego? Nagle wszystko stało się podejrzane.
- Wiele dobrego o Tobie słyszałem, gdy jeszcze chodziliśmy do jednej szkoły - kontynuował. Papierologię złożoną na bok lekko oddalił od siebie.
- Jak przebiegała... Twoja kariera zawodowa po szkole?
- Umm... - zastanawiała się, jak to ująć w słowa. A przynajmniej udawała. - Po skończeniu szkoły udałam się na kursy doszkalające. Choć na początku myślałam o pójściu na studia, na administrację, ale nie przekonało mnie to.
- Dlaczego?
- Nie przepadam za szablonowym działaniem i systemowym podejściem do rzeczy. Wolę mieć pewną wolność w wykonywanych działaniach. Zasięgnęłam opinii kilku studiujących przyjaciół, którzy potwierdzili moje obawy. Uczyłam się zaocznie.
- Gdzie?
- Szkoła policealna, na początku finanse i rachunkowość. Później zrobiłam sobie bardziej... mniej... umysłowe uprawnienia. Ratownik medyczny i nauczyciel pływania.
- Udało ci się w tym trochę przepracować?
- Tak, między pracą w gastronomii a szkołą, na zleceniach. Ale moi rodzice popadli w gorszą sytuację materialną i aktualnie potrzebuję bardziej stabilnej pracy.
- Ah, tak. Pieniądze - blondyn zerknął na ekran swojego komputera. - Wtedy zaczęłaś w miarę sama się utrzymywać, jak mniemam?
- Tak, wynajęłam mieszkanie, bo nie chciałam rodzicom przeszkadzać nauką gry na gitarze i późnymi powrotami z pracy. Zwłaszcza że gastronomia nie jest zbyt... przyjemnym zawodem. Pod pewnymi względami.
- Wiem coś o tym. Sam tak zaczynałem przed rozpoczęciem własnej działalności.
- Przecież na komputerach umiałeś zrobić wszystko!
- Tak, ale najpierw i tak musiałem odbywać same półpłatne staże. Francja nie jest łatwym rynkiem informatycznym.
"Chyba powiedziałam to trochę za szybko..." - pomyślała uświadamiając sobie swoją głupotę. Jakby nie patrzeć, nie znała go za dobrze, przecie tylko chodzili razem do jednej szkoły, nawet niewiele ze sobą rozmawiali. A jednak, dialog przebiegał w sposób bardzo ożywiony, jakby po wielu latach spotkała się ze starym przyjacielem. Nawet on, teraz, zachowywał delikatny uśmiech na twarzy.
Nie rozumiała. Nigdy go takiego nie widziała. Aż zrobiło jej się głupio, że go okłamuje, ale nie miała innego wyboru.
Przeszli na inne tematy: od propozycji zarobków, przez czas rozpoczęcia pracy, omówienie obowiązków. Jeremie jednak przekonał ją do herbaty. Nie wierzyła, że pracodawca może w taki sposób chcieć zapoznać się z nową asystentką. Później wyjaśnił jej, że nie chce zachowywać w pracy formalnych zwrotów ze swoimi współpracownikami, a rozwijać w ten sposób zdrowe relacje w najlepszy możliwy sposób.
Gdy wyszła z gabinetu, poczuła ostre dudnienie w żołądku. Już dawno nadeszła pora obiadowa, a ona nie miała okazji nawet zjeść kanapki w drodze na rozmowę.
Hiroki zapraszał ją na obiad.

- Ulrich, stary druhu!
- A ty co tu robisz, Della Robia? - brunet spojrzał z politowaniem na podstarzałego psa kręcącego się wokół nóg byłego współlokatora. - Myślałem, że wróciłeś do rodziny.
"Akurat dzisiaj musiałem na niego trafić..." - zmarszczył brwi podejrzanie mu się przyglądając. A chciał tylko zrobić zakupy. Wyjść, wziąć, zapłacić i wrócić, jak gdyby nigdy nic, jak zawsze. Myśląc przy okazji o wszystkich tych rzeczach, które przytrafiły mu się w przeciągu tego tygodnia. Rzeczach, o których nie chciał z nikim rozmawiać.
A zwłaszcza z nim.
- Uh, wiesz... pięć sióstr i nadgorliwi rodzice to jednak nie mój przepis na życie - westchnął zanosząc się co nieco śmiechem. Cały Odd: zawsze potrafił przemówić do tej wyluzowanej części drugiej osoby, za którą on, w swoim wykonaniu, średnio przepadał.
- A ty jak? Wracasz do domu? - spytał wskazując na zakupy.
- Tak... właściwie to do Kadic - odparł wymijająco.
- Słyszałem od Sissi. I że za tobą tęskni, masz pozdrowienia.
- Nie mów, że z nią chodzisz - uniósł zdziwiony brwi. To ostatnie, czego by się po nim spodziewał.
- No co ty, jeszcze tak mnie nie powaliło! - aż splunął na chodnik. - Próbuje wyciągnąć ze mnie cokolwiek, myśli, jak do ciebie przemówić, żebyś z nią jednak był.
Ich marsz sam płynnie przeszedł w stronę Kadic. Choć początkowo Ulrichowi przeszkadzało, że będzie miał gościa, to w połowie drogi jego odczucia stały się zupełnie odmienne. Jak zazwyczaj był samotnikiem, tak zrozumiał, że stęsknił się za tego typu towarzystwem. 
Okazało się, że Odd był we Francji znowu tylko czasowo: odkąd poszedł trochę dalej w kierunku grafiki komputerowej, przenosili go od jednego punktu do drugiego, w celu tworzenia grafik, log i designu stron internetowych dla firm wymagających więcej kreatywności, którą blondyn niewątpliwie posiadał. Jedyne, co Ulricha zaskoczyło, to fakt, że przyjaciel po tylu latach nadal nie ściął włosów - jednak, spięte w przydługi kucyk, prezentowały się całkiem oryginalnie.
- Całkiem ładnie urządziłeś tę część mieszkalną Jima. Biedny staruszek - Odd rozsiadł się na kanapie naprzeciwko aneksu kuchennego.
- Głównie dyro wyremontował przed moją wprowadzką - Ulrich wzruszył ramionami. Rozstawił składniki do spaghetti. - Domyślam się, że jesteś głodny.
- Jak zwykle potrafisz czytać w moich myślach.
- Po prostu jesteś zbyt prostym człowiekiem.
Zapach wieprzowiny z sosem pomidorowym wkrótce rozniosła się po pomieszczeniu. Starzy przyjaciele, jak za starych, dobrych lat, rozmawiali o wszystkich pierdołach, jakie przyszły im na myśl. I, o dziwo, ten dialog nie był ani sztuczny, ani wymuszony. Ulrich wciąż był trochę w świecie swoich poprzednich rozmyślań, ale starał się nie dać tego po sobie poznać.
Do czasu.
- Dalej męczysz się z miłością do tej Japonki czy już sobie odpuściłeś? - Odd zerknął na Sterna z tym swoim podstępnym uśmieszkiem.
- Ile razy mam ci mówić, że to nie była żadna miłość? Lubiłem ją, tyle - westchnął krojąc paprykę.
- Tak, a ze mnie jest Calineczka. Nadal się w niej bujasz, co?
- To nie tak. Dręczy mnie trochę.
- Ta... jak ona miała? Leni?
- Yumi.
- Właśnie. Przecież wyjechała pracować jako pies, tak słyszałem - zmarszczył brwi, wyczuwając coś podejrzanego. Znał to spojrzenie. Ulrich nie zachowywał się tak, gdy sprawa dotyczyła tylko jego, dlatego tym bardziej zaczął dochodzić sprawy.
- Bo, widzisz... - chłopak podrapał się po głowie, nie wiedząc, jak zacząć. Z konsternacji zaciął się nożem tak, że aż Kiwi podniósł zdziwiony swój łeb na wrzask Niemca. Czyszcząc palec pod bieżącą wodą, kontynuował swoją myśl.
- Córka jej brata chodzi do nas do szkoły, uczę ją wf'u.
- To chyba fajnie, nie? Możecie chociaż chwilę się spotkać.
- To też nie to... - zawinął palec w plaster. - Kilka razy Hiroki odbierał ją ze szkoły po moich zajęciach, albo jej mama. Mam wrażenie, że tam... coś jest nie tak.
- Znaczy? - Odd pochylił się do przodu, zamieniając się w słuch.
- Agnes, gdy przychodzi na zajęcia z Yumi, jest strasznie wesoła, dokazuje, i wtedy angażuje się i jest fajnie. Wszystko w porządku. A gdy przychodzi ze swoją bliższą rodziną albo to oni ją odbierają, robi się bardzo przygaszona, nieśmiała, nie biega tyle, robi się smutna...
Cisza, która nastąpiła, uświadomiła Odd'a odnośnie tego, o czym myśli młody Stern. Znów zatracił się w myślach podczas mieszania mięsa z gotowym już sosem i papryką. To dla tych zamyślonych oczu dziewczyny ze szkoły traciły głowę, a nie widziały utkwionego w nich bólu.
- Słuchaj, wiem, że dużo przeżyłeś, ale... naprawdę myślisz, że mogliby?
- Na lekcje zawsze nosi długie dresy od jakiegoś czasu. Jako jedyna z klasy.
- Masz jakieś dowody?
- No właśnie nie... - marszczenie czoła oznaczało oczywistą irytację. - A nie chcę, żeby takie rzeczy powtarzały się, zwłaszcza u Yu... na moich zajęciach - poprawił się zaraz. <
- Może w takim razie spróbuj na początek porozmawiać z naszym czarnym stróżem prawa?
- Czy ja wiem... powinna lepiej wiedzieć, co się u nich dzieje - spojrzał bezradnie na Odd'a. W tym małym zespole to blondyn był bardziej od działania, Ulrich wolał pozostać w sferze tworzenia planów.
- Słuchaj, sprawa jest prosta. Jeśli pozwolisz mi tu przenocować, to mogę posiedzieć na waszych zajęciach i poobserwować tę małą gwiazdę. Numer do Yumi chyba masz, trochę jednak przeszliśmy razem w liceum. - W sumie tak...
- Jakby co, to ja zadzwonię - poklepał starego przyjaciela po plecach. - A na razie lepiej zjedzmy, bo się przypali.
- Dzięki, Odd.
- Spoko, od czego ma się starych kumpli!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz